Justin
Ze złością skreśliłem kolejny dzień na kalendarzu ściennym.
Był środek drugiego tygodnia szkoły. Pozostało wciąż 38.
Każdy dzień był dosyć zły, ale były i takie, które były
zwyczajnie gorsze. Dzisiejszy dzień był gówniany, jak z resztą zawsze.
Zazwyczaj siedziałem na samym tyle w każdej klasie. Robiłem
wtedy notatki i udawałem, że mnie tam nie ma. Nauczyciele zazwyczaj mnie
ignorowali, jak wszyscy inni. Ale mój matematyk zdecydował, że będę jego
maskotką w tym roku i tym udowodnił jakim dupkiem potrafił być.
Myślał, że oddaje mi przysługę, pytając mnie o odpowiedź na
pytanie, które zadawał, wiedząc, że nikt z klasy na nie, nie odpowie. Słyszałem
chichoty, czułem na sobie ich wzrok i ich uśmieszki skierowane w moim kierunku.
Miałem.. problemy z kontrolowaniem złości. Czasami było tak
źle, że nie mogłem się sam kontrolować. Jakby coś we mnie pękło i zaczynałem
być kimś zupełnie innym. Skala zaczynała się od bycia złym do ślepej furii.
Byłem przyzwyczajony do hamowania się, zwłaszcza będąc wśród ludzi, ale wciąż
miałem pewne chwile.
Jadłem w ciszy kolacje z moim wujem. Często próbował jakoś
zacząć rozmowę, ale zawsze dawał za wygraną. Obwiniałem go, o żałosny brak
życia wśród ludzi. Chciałem gdzieś zniknąć zaraz po skończeniu 18-stki, ale
czułbym poczucie winy, gdybym go zostawił. Richard wspierał mnie i wątpiłem bym
mógł funkcjonować na własną rękę.
- Niedługo rocznica. - zmywałem naczynia, kiedy Richard
stanął za mną i położył mi dłoń na ramieniu.
- Odsunąłem się. - Doprawdy?
Westchnął. - Justin...
Upuściłem szklankę do zlewu. Wytarłem dłonie w ścierkę i
odwróciłem się. - Idę spać.
Ściany w pokoju były puste i białe jak moja pościel.
Przypominało mi to w pewien sposób azyl. Zdjąłem ubrania i położyłem się do
łóżka.
Sen był moim ulubionym zajęciem. Mogłem przez kilka godzin
odciąć się od tego wszystkiego.
Każdego dnia chodziłem do szkoły, nawet jeśli padało. Miałem
prawko od drugiej liceum. Richard nie kupiłby mi samochodu. nawet jeśli by miał
wystarczająco pieniędzy na jakikolwiek. Znałem skrót przez las. Świat mógłby
się skończyć zanim bym skorzystał z autobusu.
Przez całą noc padała mżawka i ostrożnie stąpałem między
rozmokłymi liśćmi. Miałem przemoczone skarpetki tak samo jak adidasy, które
nosiłem od średniej szkoły. Moje włosy
przemokły przez kaptur i plecak zaczął mi ciążyć przez to, że też był mokry.
Tu powinien znajdować się znak. - Zawróć - przed tobą
gówniany dzień.
Otworzyłem moją szafkę i powiesiłem plecak na wieszaku.
Przeglądałem moje papiery i warknąłem. Atrament zalał wszystkie strony zadania
domowego, tworząc jedną wielką plamę. Zamknąłem oczy, biorąc kilka głębokich
wdechów.
Ludzie zaczynali się schodzić, im było bliżej pierwszego
dzwonka. Nauczyłem się patrzeć do mojej szafki, gdy nie mogłem jeszcze skryć
się w bibliotece, bo otwierali ją dopiero za dziesięć minut.
Kątem oka zauważyłem Anę idącą w stronę swojej szafki.
Poczułem uścisk w piersi, widząc jak wyciąga książki z taką powagą, jakby nie
chciała więcej spojrzeć w moją stronę.
Przestała próbować zwrócić na siebie moją uwagę, jakoś pod
koniec ubiegłego tygodnia. Od poniedziałku stała się jedną z nich. Chciałem by
zrozumiała, że robię to dla jej dobra.
Oni by zrobili z jej życia piekło i nie chciałem by dowiedziała się jak to jest żałować, że się
obudziło. Nie zasługiwałem na kogoś takiego w moim życiu.
- Hey. - Emili pojawiła się obok Any podając jej kawę. -
Idziesz jutro na mecz?
- Tak, moim rodzicie są poirytowani tym faktem. Zabierają
mojego młodszego brata do mamy Lisy w ten weekend. Wpadnę.
- Cóż. W zasadzie to jest impreza u Marcusa, wszyscy idą i
ciebie nie może tam zabraknąć.
W tym momencie, dwie inne dziewczyny dołączyły się do
rozmowy i postanowiłem odejść zanim podeszliby jacyś goście i zaczęłyby się
docinki. Spuściłem głowę, kiedy ich mijałem i prawie poślizgnąłem się na
schodach.
To był normalnie zły dzień. Nie odzywałem się do nikogo idąc
na kolejne zajęcia. Zaczynała się ósma lekcja - matematyka i już wiedziałem, że
to przerodziło się w jeden z tych dni.
Oczywiście musiałem mieć zajęcia w klasie z Aną, Emily,
Bobby'm i resztą tych bałwanów. Byłem zdziwiony, że zaszli tak daleko w swojej
karierze szkolnej. Szedłem na koniec rzędu, na moje miejsce, kiedy ktoś
podłożył mi torbę pod nogi. Zawołali - "ups", a ja starałem się
zrobić wszystko by nie przewrócić się, ale wciąż nie mogłem złapać równowagi.
Kopnąłem w plecak, ignorując wszystkich i usiadłem w mojej
ławce. Pan Locke wszedł do środka i zaczął sprawdzać zadanie domowe. Przystanął
przy moim stoliku z ogromnym, chamskim uśmieszkiem, kiedy zobaczył syf w mojej
pracy domowej.
- Więc. - powiedział głośno, odsuwając się by każdy mógł być
tego świadkiem. - Masz jakąś wymówkę?
Milczałem.
- Dawaj Justin. To musi być świetne! Wszyscy chcą to
usłyszeć.
Zacisnąłem zęby. - Nie mam usprawiedliwienia.
- Przepraszam, nie słyszałem.
Poczułem jak moje policzki robią się czerwone. Drżałem na
całym ciele i czułem jak moje oczy zaczynają być zamglone. Działo się tak
wtedy, kiedy zaczynałem być zły. Nie zorientowałem się, że ściskam tak mocno
długopis, dopóki nie usłyszałem pęknięcia między moimi palcami.
- Nie mam usprawiedliwienia. - splunąłem. Jesteś ślepy i nie
widzisz, że wszystko co mam jest mokre?
Cała klasa zabuczała, a Locke uniósł swoje brwi. - Słuchaj
dzieciaku. - powiedział uderzając dłonią o blat stolika.
Zanim zdążył coś dopowiedzieć, zerwałem się na równe nogi, a
krzesło poleciało w tył. Patrzyłem zaciekle w jego twarz z zaciśniętymi ustami
i zaciśniętymi obydwoma pięściami. Powstrzymywałem się ostatkiem sił by go
teraz nie uderzyć.
- Powinieneś wyjść. - powiedział Locke, a ja mogłem zobaczyć
nutkę strachu w jego oczach. - Teraz.
Wziąłem mój plecak, książki i zwinnie ruszyłem między rzędami
ławek, w stronę drzwi. Cała klasa z rozbawieniem, obserwowała całą sytuację, z
wyjątkiem jednej osoby. Ana była jakby w amoku.
- Świetnie. - pomyślałem. - Niech patrzy.
Trzasnąłem dostatecznie mocno drzwiami, by mogły wypaść z
zawiasów. Skuliłem się pod schodami by złapać oddech. Uderzyłem tyłem głowy w
ścianę. Wiedziałem, że zadzwonią do Richarda i wiedziałem również w jaką furię
wpadnie.
Przetarłem czoło i dostosowałem się to tego by zostać po
lekcjach w kozie. Pozwolili mi wyjść o czwartej, czyli 30 minut od skończenia
lekcji. Wcześniej chciałem iść jeszcze do mojej szafki. Ana stała przy swojej, z jedną ze swoich
koleżanek. Kiedy mnie zobaczyła, odwróciła wzrok.
- Zobaczymy się wieczorem, okej? - powiedziała do koleżanki.
Dziewczyna przytaknęła, lustrując mnie wzrokiem, zanim odeszła w przeciwnym
kierunku.
Głośno westchnąłem. Był piątek i jedyne czego chciałem to
wrócić do domu i zapomnieć o tym co zdarzyło się dzisiejszego popołudnia. Może
powinienem zasnąć i obudzić się rankiem, w poniedziałek. Albo najlepiej nigdy więcej się nie obudzić.
Wrzuciłam kilka książek do mojej szafki.
- Wszystko w porządku? - Ana zapytała cicho, patrząc w
telefon.
- W porządku. - powiedziałem oschle. Jeśli nie potrafiła na
mnie patrzeć, ja robiłem to samo.
- Nie wierzę ci. - powiedziała.
Przejechałem językiem po zębach próbując zamknąć szafkę. -
Co jest do cholery z tobą nie tak?
- Ze mną? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nawet tych ludzi nie lubisz. Zapewniałaś mnie i siebie.
- Co mam jeszcze zrobić? Ignorowałeś mnie przez ostatni
miesiąc jakbym w ogóle nie istniała. Zachowujesz się jakbyś miał pięć różnych
osobowości. - odpowiedziała. - Wygląda na to, że nie wiem nic o tobie. Nie
jesteś tym, za kogo cię uważałam. Bawię się życiem bo tak wygląda ostatnia
klasa. Nie mam zamiaru pozbawiać się znajomych tyko dlatego, że ty nie
dopuszczasz do siebie nikogo.
To bolało, nie mogłem skłamać. - Nie prosiłem cię o to. -
zatrzasnąłem szafkę zbyt mocno. - Odpieprz się.
Widziałem jak potrząsa głową i odchodzi, zostawiając mnie
samego na korytarzu. Jęknąłem i uderzyłem dłońmi o drzwi szafki.
Rozmyślałem o tym co by się wydarzyło gdybym celowo
zabłądził w lesie. Po jakimś czasie nie mógłbym nic odczuwać, nawet mojego
ciała. Zamarzłbym na śmierć.
Chcieli mówić, że byłem taki jak moja mama.
Nie ma gorszego uczucia od tego jak leżysz w łóżku, w
grobowej ciszy. A w tym momencie twój umysł jest tak żywy, że ogarniasz jak
samotny jesteś.
Ana
Nie wiedziałam kompletnie nic o piłce nożnej, więc kiedy
mecz się skończył poczułam ulgę. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu Chrissy i
pojechaliśmy do domu Marcus'a.
Weekend był tym czasem, kiedy to mogło się zapomnieć o
wszystkich troskach i to było to co miałam zamiar zrobić.
- Hey. - Bobby powiedział cicho do mojego ucha, opierając
rękę o ścianę, nade mną. - Nie mam w planach pić dzisiejszego wieczoru, więc
jeśli będziesz chciała, mogę cię odwieźć później do domu.
- Co z Emily? - uniosłam brew.
Bobby wzruszył ramionami, odrzucając do tyłu głowę. Emily stała
na przeciwko blatu kuchennego, całkowicie pogrążona w rozmowie z jakimś
pierwszakiem. Wywróciłam oczami i zalotnie się uśmiechnęłam. - Byłoby świetnie.
- powiedziałam, kładąc dłoń na jego ramieniu. Rozpromienił się i przybliżył do
mnie.
Nie piłam na ogół dużo i trzy drinki były moją granicą.
Mogłam czuć wirowanie w głowie, tracąc powoli kontrolę. Jakoś wtedy, kiedy to
ktoś zapuścił jakiś kawałek przycisnęłam się do Bobby'ego, który chwycił mnie
za biodra i zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki.
- Nie mów Emily. - wyszeptał, a ja skinęłam głową,
kontynuując to co robiliśmy. Zamknęłam oczy i udawałam, że jestem jakąś
cheerleaderką albo kimś w tym stylu. Wyobraziłam sobie, że Bobby był moim
chłopakiem, a my robiliśmy normalne rzeczy jakie robi się na normalnych
licealnych domówkach.
Udawałam, że nie jestem zadurzona w tym psychopacie.
Ale nie pozwoliłam sobie na to, by posunąć się za daleko.
Wciąż wiedziałam kim jest Bobby, Emily, Brooke i cała reszta. Wiedziałam to, że
mogli kogoś od tak osądzić by tylko im wyszło na dobre. Potrzebowałam miejsca
by usiąść gdzieś, podczas lunchu przez resztę roku szkolnego.
Koło drugiej w nocy, zaczęłam trzeźwieć i przez to odczuwać
zmęczenie. Poszliśmy z Bobby'm do jego samochodu, trzymając się za ręce.
Posłałam mu sztuczny uśmiech, zdając sobie sprawę jak zwodziłam go tej nocy.
Jak mogłam być taka głupia?
- Jaki jest układ z Emily? - zapytałam. W oddali było
słychać głupie remixy grane w radiu, późną porą. - To twoja dziewczyna?
- Zapomnij o niej. Nie sadzę by ona była w dalszym ciągu
moją dziewczyną. Wiem z iloma facetami
się pieprzy za moimi plecami. - Bobby pokręcił głową. - Byłem z nią chyba za
długo, to się robi nudne, wiesz?
Rzecz jasna nie wiedziałam o tym. Nie miałam nigdy chłopaka
tak na poważnie, więc nie wiedziałam jak pewne sprawy się mają. Wiedziałam
tylko, że jeśli dojdzie się do pewnego punktu z daną osobą i ten ktoś mnie nie
będzie szanować, albo mnie nie będzie uszczęśliwiać to najwyższy czas to
zakończyć.
Nie odzywaliśmy się przez resztę drogi. Bobby odwiózł mnie
do mojego pustego domu. Otworzył mi drzwi od auta i odprowadził w stronę
werandy. Wydawało się to być urocze.
A potem sprawy przybrały niekorzystny obrót.
- Dziękuję za podwózkę. - ruszyłam w stronę drzwi, a Bobby
podszedł bliżej.
- Do usług. - na początku uśmiechnął się w moją stronę
przyjaźnie, a później ten sam uśmiech wyglądał przerażająco. - Mam na myśli
naprawdę w każdej chwili.
- Okej, dobranoc. - mruknęłam i odwróciłam się by otworzyć
drzwi.
- Czekaj. - Bobby chwycił mnie zanim zdążyłam się odwrócić i
złożył mokry pocałunek na moim ustach. Odepchnęłam go, wydając z siebie jęk,
jakbym miała zaraz zacząć krzyczeć o pomoc. Odebrał to za zachętę ponieważ nie
chciał później odpuścić. Natychmiast
podjął się kolejnych działań.
- Bobby wystarczy. - próbowałam go odepchnąć, ale on ani nie
drgnął.
- Twoich rodziców nie ma w domu. - powiedział ochryple.
- Odwal się. - pisnęłam.
- Wiem, ze tego chcesz Ana. Jesteś jak Emily, cholernie
złośliwa. Byłaś tak perfekcyjnie doskonała, kiedy tańczyłaś tylko dla mnie na
tyłach domu. Chcę, żebyś mi pokazała jak bardzo zła możesz być. - chwycił za
moje biodra, wystarczająco mocno by zostawić ślady. Jego oczy wyrażały nic
innego jak zdeterminowanie, a ja znowu pisnęłam. Wzięłam głęboki wdech próbując
oczyścić mój umył, pozbyć się paniki, bym mogła racjonalnie myśleć jak się z
tego wydostać.
- Sądzę, że powiedziała wyraźnie byś się odczepił.
Odetchnęłam z ulgą. Justin stanął w dole schodów. Miał
skrzyżowane ręce na piersi i ten sam wkurzony wzrok co wczoraj.
Bobby zaniósł się śmiechem. - Czy ty jesteś kurwa poważny?
Wszystko w porządku Bieber. Najwyższy czas byś wrócił do łóżka.
- Masz trzy sekundy by zabrać od niej swoje łapska. - Justin
mruknął, układając dłonie w pięści. - Albo tego pożałujesz.
Bobby spojrzał to na mnie to na Justina, zanim mnie puścił.
Justin nie przestawał. - Odejdź stąd zanim cię zabije.
Ta groźba sprawiła, że poczułam dreszcze przechodzące przez
moje ciało. Oparłam się o drzwi i obserwowałam jak Bobby mierzy nas wzrokiem,
gdy podchodził do auta. Później odjechał.
Kiedy Bobby odjechał, patrzyłam na Justina. - Co jest z tobą
nie tak? - zapytałam, pocierając moje nadgarstki.
Justin zadrwił. - Sądzę, że właśnie cię uratowałem od próby
gwałtu.
Westchnęłam drżącym głosem. - Dziękuję - zauważyłam, że
nadal wyglądał dziwnie. - Wszystko w porządku Justin. Do niczego nie doszło.
Nie pozwoliłabym mu na to. Okej?
- Nie pozwoliłabyś mu na to? Nawet nie mogłaś go
powstrzymać.
Spojrzałam w dół na moje stopy. - Chcesz wejść?
Skinął głową i poszedł za mną. Nalałam wody do dwóch
szklanek i przesunęłam jedną po blacie w stronę Justina. Siedzieliśmy w
kompletnej ciszy dopóki Justin nie przerwał jej.
- Kiedy miałem osiem lat, pewnego dnia się obudziłem, a w
domu była kompletna cisza. Było to dosyć dziwne bo mama zawsze śpiewała albo
włączała muzykę. Nie lubiła, kiedy zostawałem dłużej w łóżku. Mój wuj zawsze
wychodził wcześnie, więc zostawałem ja i mama. - zaniósł się śmiechem. - To
zabawne bo odkąd z nim mieszkaliśmy, ledwo go znałem. Ledwo co go widywałem.
Nie patrzył na nic. - Było tak dużo krwi. To tak mnie
znaleźli. Byłem nią pokryty i leżałem obok niej na podłodze. Kiedy próbowali zabrać jej ciało na noszach,
to wtedy ją straciłem. Założyli mi maskę tlenową na twarz i mnie też wynieśli
na noszach. Po dzień dzisiejszy nie mam pojęcia dlaczego to zrobiła.
- Nie musisz mi o tym mówić. - szepnęłam.
- Nie jest ze mną w porządku, Ana. - miał zachrypnięty głos.
- Nigdy ponownie nie czułem, że gdzieś należę. Nigdy więcej też nie czułem, że
żyję. Każdego dnia czułem się martwy i pusty w środku. Nie wiem jak zacząć czuć
cokolwiek i to mnie przeraża.
- Pozwól sobie pomóc. - odpowiedziałam, przesuwając się na
moim siedzeniu do przodu. - Chcę ci pomóc.
Popatrzył na mnie. - A co jeśli ja nie chcę pomocy?
Przycisnęłam moje usta do jego i próbowałam przez ten jeden
pocałunek przekazać mu jak się czuje. Zawahał się, robiąc powolne ruchy, jakby
to było wszystkim czego chciał, ale nie mógł mieć. Nie musiał mieć pozwolenia
by mnie mieć. Byłam jego już od początku.
Odsunęliśmy się od siebie, próbując uspokoić nasze oddechy.
Przesunęłam dłonią po jego włosach i przycisnęłam jego czoło do swojego. -
Należysz do tego miejsca. Razem ze mną.
~*~
Jak ciesze się że jest rozdział. Uwielbiam te tłumaczenie i świetnie tłumaczysz (: nie moge się doczekać nn. Dobrze że Justin jej pomógł xo @xwhateever
OdpowiedzUsuńJej pierwsza jestem ^^
UsuńRozdział jest naprawdę cudowny. Popłakałam się, cała historia Justina jest taka smutna. Współczuję mu starsznie, nie zasługuje na takie traktowanie i na tyle cierpienia. /@SwagOnRiri
OdpowiedzUsuńhttp://its-like-youre-screaming.blogspot.com
świetny *-* czekam nn :3 + zapraszam do mnie ^^ POZDRAWIAM :D
OdpowiedzUsuńświetny ; ) czekam na kolejny ; )
OdpowiedzUsuńSuper dawaj nn :D
OdpowiedzUsuńŚwietny ,kocham to opowiadanie <33 , dziękuje że je tłumaczysz ;*
OdpowiedzUsuńCzytam i podoba mi sie ;)
OdpowiedzUsuńTak bardzo pokochałam tego bloga w ten wieczór.Jest mi tak cholernie smutno,gdy czytam tą całą historie, że czasem mam ochotę się rozpłakać. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńOMB to tłumaczenie jest coraz lepsze <3
OdpowiedzUsuńkocham Justin'a za to, że otwiera się przed Aną, Ane kocham za to, że jest przy Justin'ie <3
Uwielbiam to ! <3
OdpowiedzUsuńCzekam nn ;))
ŚWIETNY ROZDZIAŁ MOGŁAŚ BY MNIE INFORMOWAĆ O NOWYCH ROZDZIAŁACH ?
OdpowiedzUsuń@KlaudiSwaggg
Boże, oni są słodcy <3
OdpowiedzUsuńboskie *.*
OdpowiedzUsuńOjejku tyle się dzieje w tym rozdziale i jeszcze ta końcówka mfjwusbaj. Kocham to opowiadanie,dzięki że je tlumaczysz x
OdpowiedzUsuńdimnesss
jakakjhdyhyddnsnahcikaljshgsgbanmkxueiemjdhhas <3<3<3
OdpowiedzUsuńBaaaardzo fajnie! :)
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńBoooskie :) Cieszę się ,że tłumaczysz czekam n ;)))
OdpowiedzUsuńsuuper!!<3
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńkocham to, jeju *-* mam nadzieje ze nie będziesz juz tak zwlekać z dodaniem nn.. buzi
OdpowiedzUsuńKocham to <33 Psz następny rozdział :) <33 @nati0923
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział *-* Nie mogę doczekać się następnego. Jejuu, jak słodko! ;)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! ;*
@ayejdbx
Aww, to zakończenie. Oni są tacy słodcy. Uwielbiam ten rozdział. Dziękuje, że tłumaczysz.
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany na http://betoflove.blogspot.com/2013/12/liebster-award-blog.html . ZAPRASZAM !!
OdpowiedzUsuńWiesz co moim zdaniem podejmując się tłumaczenia tego opowiadania nie powinnaś go zaniedbywać. Gdybyś naprawdę chciała go tłumaczyć, tłumaczyłabyś kilka rozdziałów. Moim zdaniem nie opłacało się czekać tak długo na tak krótki rozdział. Dosyć że czekaliśmy kilka miesięcy na rozdział to teraz jest przerwa świąteczna jestem ciekawa czy w ogóle pomyślałaś o tym żeby przetłumaczyć jakiś rozdział. Chciałabyś żeby było dużo komentarzy. Osobiście moim zdaniem nie zasłużyłaś na nie. Dobrze tłumaczysz nie mam jakiś większych zastrzeżeń, ale rzadko.
OdpowiedzUsuń~Hope xoxox~
Zostałaś nominowana do liebster award przez http://106reasonstlumaczeniee.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWOW super rozdzial no i w koncu dodany ;D !!.
OdpowiedzUsuńAwww oni są tacy kochani <3
OdpowiedzUsuń