Ana
To zdumiewające jak szybko dany dzień może zacząć być
gówniany. Wszystko czego potrzebowałam była cisza i spokój. Byłam dzisiaj w
sklepie po kilka rzeczy, a później chciałam się trochę sama pouczyć w
bibliotece.
Ktoś wypowiedziałam moje imię - Co tu robisz? - westchnęłam
i podniosłam wzrok na Bobby'ego. Oparł się dłoni o krzesło naprzeciwko mnie.
- Chciałem znaleźć kilka rzeczy do szkolnego projektu.
Dobrze, że na ciebie tutaj wpadłem.
- Już teraz?
- Będziesz miała coś przeciwko jeśli usiądę?
- Tak, ale i tak wiem, że i tak byś to zrobił.
Bobby uśmiechnął się i odsunął sobie krzesło. Patrzył na
mnie, a ja na niego i to była najbardziej niezręczna sytuacja na świecie.
- Więc? - wzruszyłam ramionami. - Czego chcesz?
- Chciałem się
zapytać.. - odchrząknął patrząc na swoje kłykcie. - Dlaczego nikomu nie
powiedziałaś? Wiesz, o zeszłej nocy.
Wywróciłam oczami. - Zrobiłabym niezłe zamieszanie, a tego
wcale nie chce. Tak czy inaczej Justin cię powstrzymał.
- Święty Bieber. - Bobby mruknął sarkastycznie. - Naprawdę
Cię przepraszam. Byłem zły na Emily i było już dosyć późno. Nie wiedziałem co
robię.
- Okej.
- Chcę byśmy byli przyjaciółmi. - uśmiechnął się. - I chcę
to zacząć dobrze. Później moglibyśmy być czymś więcej, jeśli nie będziesz miała
nic przeciwko. - przesunął dłonią w kierunku mojej. Szybko zabrałam dłoń. - To
nie jest w porządku. Przykro mi, że twój związek z Emily się -rozpadł, ale nie
będę twoją zemstą. - zaczęłam zbierać swoje rzeczy. - Jesteś największym
dupkiem jakiego spotkałam i nie
chciałabym się z kimś takim przyjaźnić, ani nic więcej. Wiesz co? Pieprz się.
Zbliż się jeszcze raz do mnie, a zrobię z twojego życia piekło.
Zostawiłam tak Bobby'ego z jego kamienną twarzą. Bobby i
Emily i reszta tego towarzystwa myślała, że mogą sobie tak wszystkich upokarzać
bo przecież świat należy do nich. Reszta ludzi była tylko jego marną rozrywką.
Przekonałam się o tym następnego ranka.
Emily zbliżyła się do mnie bez słów. Chrissy i Brooke
kroczyły tuż za nią. Em miała skrzyżowane ręce na piersi, a jej twarz była
kompletnie bez wyrazu. Coś było to nie tak. W innym wypadku jej buzia się nie
zamykała.
- Cześć - uniosłam brew. - Co się dzieje?
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, Ana. - to było
wszystko co powiedziała.
Czułam ścisk w gardle, kiedy się zaśmiałam. - Tak myślałam.
Albo odbierałam złe sygnały przez całe tygodnie, aż do teraz.
Emily wcale nie było do śmiechu. - Masz rację. Dlatego odkąd
tu przyjechałaś zyskałaś moje zaufanie. Chciałam być miła i sobie pomyślałam
"okej ona wydaje się być miła i może dołączyć do naszej paczki." Jej
głos był przerażająco wysoki, ale postanowiła by był jeszcze głośniejszy, by
zebrali się ludzie czekając na walkę. -
Czekając tylko na to by wbić komuś nóż w plecy.
Stałam w ciszy, gapiąc się na nie i nie wiedziałam co mam
odpowiedzieć. Emily kontynuowała - Zadzwoniłam wczoraj do Bobby'ego i wszystko
mi powiedział.
- Niby co takiego? -
powiedziałam śmiertelnie poważnie.
- To jak do niego podbijałaś za moimi plecami. Wiem co chciałaś
zrobić na imprezie u Marcusa, jak śledziłaś go w drodze do biblioteki, by być
tylko tam gdzie on.
Tak jak myślałam, Bobby dołączył do tego małego
przedstawienia. Wszyscy, aż zastygli w podnieceniu. Bobby patrzył między nami -
Nie wiedziałem, że zamierzasz to zrobić na oczach wszystkich. - powiedział
cicho.
- Dlaczego? - Emily się zaśmiała. - Myślę, że to idealny
moment. Dalej Ana powiesz mi co o tym myślisz.
Otworzyłam usta chcąc
coś powiedzieć, ale szybko je zamknęłam. Moje ramiona opadły, kiedy Justin
przeciskał się między gapiami. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i trochę się
uspokoiłam. Dało mi to trochę więcej
odwagi by tego tak nie zostawić. - Sądzę, że twój chłopak powinien się nauczyć
znaczenia słowa "nie".
Emily gapiła się na mnie. - Co masz na myśli?
Twarz Bobby'ego się napięła i otworzył szerzej oczy.
- Dalej - ciągnęłam. - Powiedz wszystkim co się naprawdę
stało. To jak przez miesiące obgadywałeś swoją dziewczynę. To jak chciałeś być
kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. To jak dwa tygodnie temu przycisnąłeś mnie
do drzwi i powiedziałeś, żebym ci pokazała jak bardzo jestem niegrzeczna. -
użyłam dokładnie tych samych słów co on. - Albo kiedy bałeś się, że kiedy twój
pseudo związek się rozpadnie to twoja reputacja na tym straci? Nie chciałam nic
o tym mówić, ale teraz chcę by wszyscy wiedzieli jaką jesteś obrzydliwą świnią.
Kiedy ten cholerny dzwonek zadzwoni? Lub kiedy nauczyciele
przybiegną tutaj by zakończyć ten spór. Chciałam by to już się skończyło.
Chciałam by ziemia się rozstąpiła i wciągnęła mnie do środka.
- Powinienem cię wtedy pieprzyć, może to by zamknęło twoją
śliczna buźkę. - zbliżył się trochę bliżej.
Justin już był blisko mnie. Stanął z założonymi rękami na
piersi. Bobby się zaśmiał - Wow to niesamowite.
- Powinieneś wracać do klasy. - powiedział Justin.
- Jesteście razem tacy słodcy Bieber.
- Nie powiem więcej nic. Idź zanim się naprawdę wkurzę. -
Justin westchnął.
- Oh zanim się wkurzysz? - Bobby powiedział to tak, że
trafił w tym w punkt. - Co zamierzasz zrobić Bieber? Zamierzasz dźgnąć mnie
długopisem? - lekko opuszkami palców dotknął Justina. W odwecie Justin złapał go mocno za ramiona i
potrząsnął.
- Justin chodźmy. - powiedziałam trochę głośniej. Miał
zaciśniętą szczękę, a jego wzrok mógł zabijać.
Nie musiał stawać w mojej obronie. Sama mogłam sobie z nimi poradzić.
Zrobiłam krok by go chwycić i odciągnąć od tego wszystkiego, ale wtedy został
wymierzony pierwszy cios.
Justin
Poczułem uderzenie. Bobby Evans miał tyle gniewu w sobie w
stosunku do mojej osoby, że to kiedyś musiało nastąpić. Zawirowało mi w głowie
i uderzyłem o szafkę. Dałem sobie chwilę i potarłem dłonią o szczękę po czym
stanąłem prosto. Chwycił mnie za koszulkę i ponownie uderzył mną o szafkę.
Mimowolnie moje usta wypuściło westchnienie, zanim uderzył mnie ponownie.
- Nawet nie wiesz ile na to czekałem. - syknął Bobby. Ana
krzyczała by przestał i próbowała go odciągnąć ode mnie. "Nie możesz go
uderzyć, nie możesz go uderzyć" powtarzałem w myślach do siebie. Jeśli mu
oddam to skończy się to dużo gorzej. Jeśli mu oddam to będzie już po mnie.
- Hej!
W końcu to się skończy.
- Co tutaj się dzieje!? - jakiś nauczyciel wszedł pomiędzy
Bobby'ego, a Justina, odciągając Bobby'ego za koszulkę. Był spocony i nie mógł
opanować oddechu, ale wiedziałem, że jeszcze ze mną nie skończył. Nauczyciel
przerażająco na mnie spojrzał. Widziałem swoje odbicie w jego okularach i
widziałem krew cieknącą z moje nosa.
- Dlaczego nie idziesz to pielęgniarki - powiedział ze
współczuciem. Odwrócił się. - A wy w trójkę do dyrektora. Teraz. Reszta niech
idzie do klas.
Przechodziłem przez tłum i każdy się na mnie gapił.
Większość trzymała telefony w dłoni i wszystko nagrywała. Poszedłem do gabinetu
pielęgniarki ze spuszczoną głową. Wpuściła mnie do środka i kazała usiąść. - Musze na chwilkę wyjść. Poradzisz sobie sam
kochanie?
- Tak, dziękuję. - pokiwałem głową, dociskając woreczek lodu
do mojej szyi. Uśmiechnąłem się, a pielęgniarka odwróciła się i wyszła z
gabinetu. W końcu mogłem zostać sam. Moja głowa pulsowała. Dlaczego oni muszą
mnie tak traktować? Dlaczego ktoś może tak traktować drugą osobę. Byłem jedynie
brudem pod ich butem. Otworzyłem oczy, kiedy drzwi się otworzyły. Ana weszła do
pomieszczenia, trzymając mój plecak w jednej ręce.
- Hej - powiedziała, podchodząc do mnie.
- Hej - westchnąłem. - Co teraz zrobimy?
- Jesteśmy poza podejrzeniami. Ja i Emily powinniśmy
zakończyć nasz dziecinny teatrzyk poza szkołą i trzymać się z dala od siebie.
Bobby ma zostać zawieszony, aż do końca rozgrywek piłki nożnej. To największy
stek bzdur jaki usłyszałam.
Mój woreczek z lodem spadł na podłogę i Ana podniosła go dla
mnie przez co złapaliśmy kontakt wzrokowy. - Nie musiałeś tego dla mnie robić.
Sama bym sobie dała z tym radę.
Odchrząknąłem. - Musiałem to zrobić. Nie mogłem po prostu
patrzeć jak oni znęcają się nad tobą.
- Dlaczego mu nie oddałeś?
- I miałem wpaść w kłopoty? No jakby inaczej. - przeczesałem
włosy palcami.
- Chcesz się stąd wydostać? - powiedziała Ana.
- I iść dokąd?
- Nie wiem. - westchnęła. - Gdziekolwiek. Myślę, że przyda
nam się dzień wolny od tego wszystkiego.
Zobaczyłem jak Ana się uśmiecha. - To okropny pomysł.
- Wiem
- Myślisz, że będziemy mieć jeszcze większe kłopoty?
- Więc?
Spojrzałem na nią. Podniosłem się i wyrzuciłem woreczek z
lodem do kosza. Potarłem moją bolącą twarz. - Okej, zbierajmy się.
Wymykanie się ze szkoły, nie było niczym trudnym. Obeszliśmy
bez problemu ochronę i pobiegliśmy w stronę lasu. - Gdzie tak naprawdę idziemy?
- zapytała Ana.
- Nie wiem. W sumie tak naprawdę to nigdy nie byłem po
drugiej stronie jeziora. W środku
września. - powiedziałem.
- Dlaczego nie? - wzruszyła ramionami. - Mój tata zawiózł
dzisiaj Lisę do pracy, więc jej samochód stoi wolny. Możemy wziąć samochód i
wrócić zanim oni przyjadą.
- Masz na mnie zły wpływ.
- Wiem. - uśmiechnęła się lekko. Ścisnęła moją dłoń po czym
mnie wyprzedziła i szła tuż przede mną. Patrzyłem tak na nią i na moją twarz
wkradł się uśmiech.
- Na pewno zdążymy przed twoimi rodzicami? - zapytałem Anę,
siedząc na siedzeniu pasażera w aucie jej macochy. - Co jeśli oni pójdą pogadać
z Richardem, albo coś w tym stylu?
- Justin uspokój się.
- zachichotała. - Wszystko będzie w porządku. Nastolatkowie mają
pozwolenie na niszczenie wszystkiego i robienie głupich rzeczy. Wyluzuj się,
dobrze?
Kiwnąłem głową i odciągając moje myśli od tego jak zły może
być Richard. Od momentu bójki do ucieczki ze szkoły nie myślałem o niczym.
Wziąłem głęboki oddech, skupiając się na dniu w którym spędzę czas z moją
dziewczyną.
Dziewczyna. Ten wyraz naprawdę sprawił mnie szczęśliwym.
Spoglądałem na Ane, która bardzo koncentrowała się na prowadzeniu auta.
Wiedziałem, że moje uczucie jest mocniejsze niż to jakim ona żywi mnie i to
martwiło. Byliśmy krótko razem i naprawdę nie chciałem jej odepchnąć od siebie.
Naprawdę nikt mnie nigdy nie lubił i nie wiem dlaczego ona zrobiła to pierwsza.
Odwróciła się by spojrzeć na mnie. - Wszystko w porządku?
Odrzuciłem na bok myśli. - Co? Tak wszystko okej. Tak tylko
sobie myślę.
Westchnęła. - Teraz wszystko w szkole będzie inne. -
powiedziała cicho. - Tak mi przykro Justin. To nie powinno w ogóle się
wydarzyć.
- Zawsze przyszedłbym by pomóc.
Uśmiechnęła się do mnie smutno. - Nie chcę się z nimi już
przyjaźnić. - obydwoje się
roześmialiśmy. - Nie przejmuję się już nimi. Chcę by wiedzieli, że jesteśmy
razem.
- Ana - westchnąłem.
- Jesteśmy na miejscu. - przerwała mi, wjeżdżając na teren
jeziora. Wybiegła szybko z samochodu, wyciągając ręczniki z bagażnika.
- Zamierzamy pływać?
- zapytałem, idąc tuż za Aną w kierunku wody. Nikogo ty nie było, zwracając
uwagę na to, że woda miała bardzo niską temperaturę.
- Możesz wejść w ubraniach jeśli chcesz.
Chciałem odpowiedzieć czymś sarkastycznym, ale Ana zaczęła
zdejmować swoje ubrania. Nie wiem co właśnie przyszło mi do głowy, ale moje
oczy wędrowały z góry na dół jej ciała. Uśmiechnęła się do mnie zanim poszła
nurkować w wodzie.
- Jesteś suką, wiesz o tym? - mruknąłem, zdejmując ubrania.
- Słyszałam już o tym. - zaśmiała się, opierając dłonie na
biodrach. - Więc to tak wyglądasz w bieliźnie? Całkiem gorąco.
- Odpierz się.
Kiedy wszedłem do wody, Ana podpłynęła do mnie. Owinęła ręce
wokół mojej szyi i cały czas się do mnie uśmiechała.
- Jak zrobiłeś tatuaże? Masz tylko siedemnaście lat. -
zapytała, przesuwając palcem po dziarze na mojej klatce.
- Richard mi pozwolił, zadziwiające nie? Zacząłem, kiedy
miałem szesnaste urodziny. Na razie mam tylko kilka. Ale w przyszłym roku chce
kolejne. Dużo więcej.
Ana uśmiechnęła się. - Podobają mi się.
- Jest bardzo zimno. - powiedziałem przez zęby.
- Mhm. - mruknęła, przeczesując moje mokre włosy po czym
mnie pocałowała. Przyciągnąłem ją do siebie, dociskając łapczywie usta do jej.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - powiedziałem bez
namysłu.
- Nie ważne co robiłeś wcześniej, jestem tutaj. -
zachichotała.
- Byłem taki samotny. Nigdy nie byłem szczęśliwy. Ale teraz
jestem i to dzięki tobie.
Ana zamiast coś odpowiedzieć, przycisnęła swoje ciało do
mojego i tkwiliśmy w mocnym uścisku. Objąłem jej talie pod wodą.
Później jeszcze trochę pływaliśmy. Ana była zła kiedy zacząłem chlapać ją wodą.
I tak spędziliśmy jeszcze ponad godzinę, chlapiąc się nawzajem. Kiedy
skończyliśmy, rozłożyliśmy ręczniki na trawie. Ana leżała, trzymając głowę na
mojej piersi i rysowała palcem po moim torsie.
- Nie oddałem mu. - powiedziałem, kiedy nasze oddechy stały
się spokojniejsze. - Ponieważ wiem, że
mógłbym stracić panowanie nad sobą.
- Nie musisz się tłumaczyć...
- Chciałem mu zrobić coś złego. Chciałem go skrzywdzić od
piątej klasy, ale nie chciałbym go zabić. - powiedziałem cicho.
Ana spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Nie
mógłbyś go zabić, Justin.
Wzruszyłem ramionami próbując uniknąć jej przerażonego
spojrzenia. - Nie możesz wiedzieć jak daleko mogłoby to zajść. Gdybym mu oddał
ta potyczka skończyłaby się dużo gorzej. - mruknąłem. - Chciałem go zabić tej
nocy, kiedy cię zaatakował. Chciałem mu odciąć każdą kończynę i patrzeć jak
umiera.
Ana nie spojrzała na mnie. - Wow.
- Nie chciałem cię wystraszyć. - mruknąłem.
- Nie wystraszyłeś. - odpowiedziała. - Widzisz po prostu
siebie inaczej niż ja widzę ciebie. Chciałabym byś zobaczył siebie takiego
jakiego ja widzę. Nie ufasz sobie, ale potrafiłeś zaufać mi, kiedy
powiedziałam, że jesteś niesamowity. I to nie ty jesteś w tym wszystkim
problemem. Oni są.
Przytuliłem ją mocno. Leżeliśmy w kompletniej ciszy. Po
chwili usłyszałem głęboki oddech Any i wiedziałem, że zasnęła. Pocałowałem ją w
czoło, czując się w pełni komfortowo.
Słońce świeciło nisko, kiedy otworzyłem oczy. Telefon Any
dzwonił, a ta szybko podniosła się.
- Jesteśmy spóźnieni. - chwyciła telefon i odebrała. - Zanim
zaczniesz na mnie krzyczeć, wiedz tylko... czekaj, Lisa co się stało? Mów
wolniej.
Usiadłem w oszołomieniu. Ana dała mi znak bym zaczął się
ubierać. - Tak wiem. Zaraz będę w domu. - zaczęła zbierać ręczniki.
- Co się stało? - zapytałem, nakładając koszulkę.
- Ktoś się włamał do mojego domu.
~*~